Rozdział XXIII- Dzień dobry, w sprawie?
- Mieszkania, jestem drugą właścicielką.
- Znaczy?
- Znaczy, że tamta Pani sprzedała mieszkanie bez mojej wiedzy i uzgodnienia.
- Przepraszam, nie za bardzo wiem o co chodzi.
- Po prostu chciałabym się zapoznać szczegółowo ze wszystkim, zobaczyć dokumenty. Proszę się nie obawiać.
- Ale nie bede musiała oddać kluczy?
- Nie, oczywiście, że nie. Jednak muszę zobaczyć dokładnie wszystko i dopilnować, żeby została zapłacona odpowiednia kwota.
- Ja dziś już miałam przelewać pieniądze..
- A ile, jeśli mogę zapytać?
- 290 tysięcy.
- Muszę panią zmartwić, mieszkanie miało swoją cenę pierwotną 300 tysięcy..
- Czyli, że mam znaleźć dodatkowe 10 tysięcy?
- Może porozmawiamy o tym spokojnie w Pani mieszkaniu?
- A, tak, przepraszam. Z tego zdziwienia nie zaproponowałam. Zapraszam.
Przeszliśmy do windy i do domu. Zbyszek był równie zdezorientowany co ja. Zrobiłam kawy i usiedliśmy w salonie. Wyjęłam wszystkie dokumenty.
- Hmm.. tutaj wszystko w porządku. Oświadczenie o przelewie również, brakuje moich podpisów, zaraz uzupełnię.
- Czyli dziś mam przelać nie 290, a 300 tysięcy?
- Niestety..
- Rozumiem.. Nie wiem czy będę w stanie, ale się postaram.
- Dobrze. To tutaj już to załatwione, czekam na przelew. Muszę się zbierać. Dziękuję bardzo za kawę i mam nadzieję, że będzie się tu Pani dobrze mieszkać.
- Również dziękuję serdecznie. Do widzenia.
Poprosiłam, żeby Zbyszek odprowadził ją do drzwi, a sama wzięłam laptopa i zaczęłam przeglądać stronę banku.
- Nie ma takiej możliwości, nie mam skąd wziąć. Na książeczce tyle nie mam, rodzice mi nie dadzą.. Zostaje pożyczka z banku..
- W takim czasie nawet nie rozpatrzą wniosku.
- Czyli będę musiała oddać klucze i się wyprowadzić.. - posmutniałam.
- Kochanie, a nie pomyślałaś jeszcze o czymś? - przytulił mnie.
- O czym?
- A ja? Mogę Ci pomóc.
- A masz tyle gotówki?
- Wiesz, jako siatkarze może nie zarabiamy milionów, ale trochę odłożyłem.
- Serio, Jeja, jesteś kochaaaany! - rzuciłam się na niego i zaczęłam całować.
- No wiem.
- Dziękuję, dziękuję, dziękuję!
- Nie ma problemu, dla Ciebie wszystko.
- Ale nie wiem, kiedy będę Ci mogła oddać..
- Oddasz kiedy będziesz mogła.
- Jesteś genialny - znowu go pocałowałam. - A tak poza tematem, co z Aleksem, bo zapomniałam się zapytać?
- Nic, odwiozłem go, pogadaliśmy. Spokojnie, nic mu nie zrobiłem.
- No ja mam nadzieję, a o czym gadaliście?
- A to niech będzie tajemnicą.
- Ej, no! - dźgnęłam go palcem w brzuch.
- Nie powiem. Idź się przebieraj! - wypchnął mnie w stronę sypialni i garderoby.
- Ale jesteś! Idę, już idę. Co mam ubrać?
- Możesz nic nie ubierać jak dla mnie.
- Pff, zabawne.
- A serio to jakąś sukienkę, bo jest w miarę ciepło.
- To chodź, coś wybierzesz, bo nie mam weny. - pociągnęłam go za rękę.
- Dobrze, już idę, nie ciągnij mnie.
Przeszliśmy do pokoju z kartonami, zaczęłam je przeglądać i wyjęłam kilka sukienek. Zbyszek bez problemu odnalazł taką, która była pod kolor jego miętowej koszuli. Ogólnie wyglądał dziś cudownie, bo uwielbiam mężczyzn w koszulach. Podał mi ją, a ja poszłam się ubrać do łazienki. Rozpuściłam włosy, z koka powstały lekkie fale. Naturalnie wyglądający makijaż, z miętowym cieniem do powiek i byłam gotowa. Wyszłam, a Zibi stał już na korytarzu i patrzył na mnie.
- Jesteś taka śliczna.. - podszedł do mnie, podał mi rękę i obrócił wokół własnej osi.
- Dziękuję, podasz mi buty?
- Te są śliczne! - wskazał czarne szpilki na platformach.
- A myślisz, że dam radę w nich iść i pasują?
- Pasują i dasz radę, bo jesteś zdolna i śliczna!
- Dobra dobra, już mi tak nie słodź. Podaj, spróbuję - zaśmiałam się.
Ubrałam szpilki, płaszczyk, wzięłam torebkę i wyszliśmy. Stwierdziłam, że musimy jeszcze podjechać do banku. Zdecydowaliśmy się, że jedziemy jego autem i ma je prowadzić. Kilka minut później dotarliśmy na miejsce i załatwiliśmy wszystko w niecałe pół godziny. Od razu Zbyszek dołożył swoje pieniądze i wysłałam je przelewem do właścicielki mieszkania. Wyszliśmy stamtąd i na pieszo przeszliśmy się do kina, seans miał się odbyć o 17.30, więc było jeszcze trochę czasu, a budynek znajdował się jakieś 15 minut drogi spacerkiem. Po drodze dużo rozmawialiśmy i się śmialiśmy. Objął mnie i pocałował. Wreszcie poczułam, że jesteśmy razem, że mam kogoś bliskiego. W tym czasie zadzwonił mi telefon, mama. Dowiedziała się o tym, że mam chłopaka i powiedziała, że musimy pogadać. Umówiłam się z nią na wieczór. Stwierdziłam, że pojadę razem z Bartmanem i przedstawię ich sobie wzajemnie.
Rozdział XXIVDo kina dotarliśmy dwadzieścia pięć minut później. Po drodze kilka razy musieliśmy się zatrzymać, bo Zbyszek rozdawał napotkanym fanom autografy. Na szczęście nie było ich tak dużo. Po wejściu do budynku, kupiliśmy bilety, popcorn oraz colę i udaliśmy się na salę. Wybraliśmy jakąś komedię, szczerze nawet nie wiem jaką. Zajęliśmy miejsce na końcu sali. W czasie seansu siedziałam wtulona w Zibiego i cieszyłam się jak dziecko, że wreszcie mam kogoś takiego. Po 1.5 h filmu wyszliśmy i udaliśmy się w stronę auta. Oczywiście musieliśmy pokonać identyczną drogę jak wcześniej, jednak było na tyle ciepło, że nam to nie przeszkadzało. Poinformowałam atakującego o dzisiejszej wizycie u moich rodziców, bo wcześniej nie chciałam mu mówić, żeby nie mógł się wykręcić.
- A musi to być dzisiaj?
- Tak.
- A nie możemy tam jechać jutro? No proszę Cię.
- Nie i koniec. Jedziemy na 20. Jest 19.15, więc od razu stąd tam pojedziemy, bo to kawałek drogi.
- No dobrze..
Rozmowę przerwała kolejna fanka, która chciała sobie z ZB9 zrobić zdjęcie. Po chwili dotarliśmy do auta. Jak zwykle włączyliśmy muzykę, tym razem w radiu leciało Pumped up kicks - Foster The People. To jedna z moich ulubionych piosenek, więc zaczęłam ją śpiewać i ruszyliśmy w stronę mojego rodzinnego domu. Po drodze zajechaliśmy do kwiaciarni i cukierni. Zbyszek jak zwykle lubił szybką jazdę, więc po niecałych 25 minutach znaleźliśmy się na miejscu. Wyszliśmy z samochodu, Zibi otworzył mi drzwi, wziął za rękę i przeszliśmy przez ogródek do mieszkania. Miałam klucze, więc otworzyłam drzwi i weszliśmy do środka. Rodzice siedzieli w salonie i oglądali jakiś serial. Kiedy mnie zobaczyli od razu wstali i przyszli się przywitać. Zaraz za mną pojawił się Bartman, a mama miała na twarzy taką minę, jakby zobaczyła ducha.
- Mamo, tato, to mój chłopak..
- Zbyszek Bartman?- krzyknęła mama - Czy ja dobrze widzę?
- Tak, dokładnie.. - uśmiechnęłam się.
- Dzień dobry, bardzo mi miło - ucałował rękę mojej rodzicielki, jak na dżentelmena przystało i wręczył jej jeden z bukietów, które trzymał w ręce. Mocno też, uścisnął dłoń mojego tatusia.
- Nigdy bym się nie spodziewała, że moja córcia będzie z takim sławnym człowiekiem..
- No dziękuję!
- Oj nie chodzi o to, że jesteś brzydka czy coś takiego, tylko taki ktoś.. Czemu się nie chwaliłaś, że go znasz w ogóle?
- Wszystko opowiem, możemy wejść dalej? Masz tutaj kawałek ciasta od nas - wręczyłam jej pakunek z cukierni.
- A tak, przepraszam, z tego zaskoczenia nie zaproponowałam. Kawy, herbaty?
- Kawę poproszę.- powiedziałam
- To może Pani zrobić od razu dwie. - uśmiechnął się Zibi.
- Oczywiście.
- A Daga w domu? - zapytałam
- Na górze.
- To ja może do niej pójdę.
- Mogę z Tobą? - popatrzył na mnie Zbyszek.
- Jasne, chodź. - pociągnęłam go za rękę. - To my zaraz wrócimy.
- Okej, w tym czasie akurat się woda ugotuje - uśmiechnęła się mama.
Poszliśmy razem na górę, Daga wiedziała, że podoba mi się Zbyszek i widziała naszą rozmowę na meczu, bynajmniej tak myślałam. Zapukałam do drzwi jej pokoju. Usłyszałam " proszę ", więc nacisnęłam klamkę i weszłam, a Bartman za mną. Daga siedziała odwrócona od drzwi i robiła coś na komputerze.
- Bry. - uśmiechnęłam się.
- Hej, a ty tutaj? - zapytała nie odrywając wzroku od monitora.
- My tutaj - odpowiedział Zibi.
- Co? - odwróciła się i popatrzyła ze zdziwieniem na nas.
- No to co widzisz, Zbyszek - Daga, - Daga - Zbyszek.
- Miło mi. - wyciągnął rękę w jej kierunku.
- Ale, że.. ten Zbyszek? Siatkarz? - zapytała z niedowierzaniem.
- Dokładnie ten sam. - zaśmiał się.
- Nie wierzę..
- To uwierz, podasz mi rękę ? - Nie przestając się śmiać, powiedział atakujący.
- A no, tak. Przepraszam, po prostu nie mogę uwierzyć, że Pan tutaj - podała mu rękę, a ten przywitał ją w ten sam sposób, co moją mamę i wręczył bukiet kwiatów.
- Tylko nie pan, proszę Cię. Zbyszek jestem.
- Jeju, dziękuję. Czyli, że wy..?
- Tak, jesteśmy razem. Myślałam, że ogarnęłaś to podczas meczu.
- Na meczu?
- Noo.
- Chyba byłam zbyt zajęta swoim chłopakiem, żeby ogarnąć Twojego.
- Wiesz, gdybyś została do końca, to widziałabyś, jak on prosił mnie o chodzenie na środku boiska.
- Ale Monia mnie potrzebowała, naprawdę?
- No tak. Chodź na dół, opowiem wszystko.
- Już idę, tylko napiszę Moni.
- Okej, to my czekamy.
Wyszliśmy z pokoju i schodami zeszliśmy na dół. Po drodze Zbyszek powiedział, że mam fajną rodzinę na pierwszy rzut oka. W salonie czekały już nasze kawy i pokrojone ciasta. Chwilę później pojawiła się Dagmara. Zaczęłam opowiadać o naszych relacjach. Zapytałam też skąd wiedzieli, że mam chłopaka.
- Dzwoniłam dzisiaj do Kasi, bo pytałam o przepis na jej sałatkę. Potem jakoś zeszło na Twój temat i powiedziała, że jesteś w kinie ze swoim chłopakiem, ale nie powiedziała z kim dokładnie.
- No proszę, proszę. Musiała mnie wydać, noo. A chciałam wam sama powiedzieć, no ale wyszło jak wyszło, przynajmniej dzisiaj się zobaczyliśmy - zaśmiałam się.
Pokazałam moje prezenty od Bartmana i opowiedziałam o całej sytuacji na meczu. Gratulowali mi też otrzymania pracy. Gadaliśmy jeszcze trochę, rodzice wypytywali Zibiego o wszystko. Koło 22 stwierdziłam, że musimy sie zbierać. Obiecałam mamie, że w weekend wpadniemy na obiad. Pożegnaliśmy się i wsiedliśmy do auta. Byłam już zmęczona, więc Zibi odwiózł mnie do domu, a sam pojechał do siebie. Ściągnęłam buty i kurtkę. Od razu poszłam do sypialni, położyłam się na łóżku i zasnęłam.
Rozdział XXVObudziłam się o 8, bo na 9 miałam się stawić w pracy. Zjadłam mleko z płatkami i popiłam sokiem pomarańczowym. Przeszłam do garderoby. Dalej się jeszcze nie rozpakowałam, postanowiłam, że zrobię to wieczorem. Wygrzebałam białą koszulkę i czarne spodenki z wysokim stanem, cienkie rajstopy rajstopy i czarne zakolanówki. Do tego kremowa marynarka i mój strój był gotowy. Postanowiłam związać włosy i nie robić makijażu. Zabrałam aparat i wyszłam z domu. Jakoś wyjątkowo sprawnie dzisiaj mi wszystko szło, koło 8.50 pojawiłam się w studiu fotograficznym. Magda dzisiaj znów była w pracy. Przywitałam się z nią i chwilę pogadałam. Punkt 9 prezes pojawił się w drzwiach i zabrał do swojego gabinetu. Wyjaśnił mi moją dzisiejszą pracę - najpierw za 15 minut odbędzie się zebranie, tam poznam współpracowników, a potem razem z jednym z nich pojadę na dwie plenerowe sesje. O 15 mam się stawić z powrotem w studiu, gdyż czeka mnie sesja na miejscu i o 16 jestem wolna. Pasowało mi to, nic w sumie ciężkiego, a pieniądze za to dostaję. Zgodnie z planem udaliśmy się do większej sali na spotkanie z pracownikami. Zostałam przyjęta dość dobrze, moim partnerem został Maciek - wysoki brunet o niebieskich oczach. Jednak nie zwróciłam uwagi na niego, bo moje serce było przecież już zajęte. Polubiliśmy się, zrobił na mnie dobre pierwsze wrażenie. Zabrał mnie po konferencji i pokazał co dzisiaj robimy. Zaproponowałam, żebyśmy pojechali na wyznaczone spotkania moim autem, a on się zgodził. Pierwsza sesja odbywała się na rzeszowskim rynku o 11.30. O zdjęcia poprosiła nad młoda para, która bierze ślub w ten weekend. Po 10 minutach jazdy pojawiliśmy się na miejscu. Przywitaliśmy się z Martą i Robertem. Wydawało mi się, że skądś ją znam, ale nie mogłam sobie przypomnieć skąd. Po chwili rozmowy i paru informacjach o ich wizji tych fotografii zabraliśmy się do pracy. Z Maćkiem bardzo dobrze się dogadywaliśmy. Zawsze każde z nas łapało jakiś ciekawy kadr. Stamtąd przenosiliśmy się również do lasku, niedaleko centrum i tam kończyliśmy pierwszą sesję. Pod koniec zadzwonił mi telefon - Karolina.
- Hej słońce, możesz gadać?
- Tak średnio, jestem na sesji, a co?
- A nic, tak tylko chciałam pogadać. Seba jutro wyjeżdża, widzimy się?
- Jasne, wieczorkiem do was wpadnę, mogę zabrać Zbyszka?
- Jeśli ma ochotę mnie widzieć, to pewnie. A gdzie masz te zdjęcia?
- Wcześniej na rynku, a teraz w lasku, a co?
- Serio? A jako modele nie służą Ci państwo młodzi?
- No tak, skąd wiesz?
- Marta i Robert?
- Dokładnie.
- Moja siostra i jej przyszły mąż. Mówiłam Ci, że w sobotę idę na ślub.
- Faktycznie, wiedziałam, że skądś ją kojarzę!
- No widzisz, jaki ten świat jest mały - zaśmiała się. - Pozdrów, a ja uciekam na zakupy.
- Okej, to na którą mamy przyjechać?
- Możecie na 19.
- Dobra, to do zobaczenia.
- Papa.
Wróciłam do Maćka, pozdrowiłam tak jak obiecałam Karolinie od niej Martę, zebraliśmy sprzęt i się pożegnaliśmy. Na zegarku była 13. Pośpieszyliśmy do ciężarnej klientki, na szczęście mieliśmy blisko. Sesja odbyła się u niej w domu. Pomimo 7 miesiąca ciąży wyglądała cudownie i biło od niej szczęście. Do zdjęć pozowała wraz z mężem. Fotografie wyszły genialnie. Koło 14.15 zebraliśmy się i po drodze zajechaliśmy do MC po mały obiad. Wróciliśmy do zakładu. Nie wiedziałam jeszcze, że mam swój "pokój pracy". W środku po lewej stronie znajdowało się miejsce na sesje i cały sprzęt fotograficzny, a w rogu po prawej stronie stało biurko, krzesło i służbowy laptop. O niczym innym nie mogłam marzyć w pracy. Fakt faktem, nie pracowałam w zawodzie, ale robiłam to co lubiłam. Maciek zapoznał mnie z planem na najbliższy tydzień, wprowadził w tajniki wszelakich programów do obrabiania zdjęć i akurat wybiła piętnasta, więc zeszłam na dół po klientkę. Zaprosiłam ją do swojej sali i chwilę porozmawiałyśmy. W miłej atmosferze minęło kolejnych 45 minut. Podziękowała mi i wyszła. Zaraz potem poszłam do Magdy. Kolejnym moim zadaniem było obrobienie zdjęć w trakcie trzech dni. Pozwoliła mi zabrać służbowy komputer ze sobą, żebym zrobiła to w domu. Akurat szef wychodził ze swojego gabinetu. Maciek pokazał mu niektóre ujęcia z dzisiaj, był zachwycony. Punkt 16 opuściłam budynek i poszłam do auta. Zadzwoniłam do Zbyszka i poinformowałam o dzisiejszym spotkaniu u Karoli. Z małą niechęcią, ale się zgodził. Obiecał przyjechać po mnie o 18.30. Włączyłam silnik swojego peugeota i ruszyłam w stronę domu. Od razu po wejściu udałam się do kuchni, żeby zjeść coś porządnego. Lodówka świeciła pustkami. Jedyne co w niej było to kilka plasterków szynki, pomidor i ogórek. Raczej mało można z tego zrobić, więc z powrotem się ubrałam i poszłam do sklepu. Zrobiłam porządne zakupy. Kiedy kierowałam się do kasy, dostałam sms. Wyjęłam telefon, jakiś nieznany numer.
- " Pięknie wyglądasz "
- " A skąd to wiesz i kim jesteś?"
- " Właśnie na Ciebie patrzę. Dowiesz się w swoim czasie." - przeraziłam się, więc popędziłam do kasy, szybko zapłaciłam i wróciłam do domu. Zamknęłam drzwi na cztery zamki i poszłam do kuchni. Telefon znów zadzwonił.
- " Spokojnie, nie jestem jakimś psychopatą. Ba, nawet dobrze mnie znasz."
- "To się ujawnij, inaczej nie mamy o czym rozmawiać"
- "Jeśli się ujawnię, zepsuję magię naszej znajomości. Magia tkwi w tajemnicy..."
- " Nie lubię czarów, przykro mi."
Zadzwoniłam do Zibiego i poprosiłam, żeby szybciej przyjechał. Był zdziwiony, ale powiedział, że zaraz będzie. Odłożyłam komórkę i zajęłam się dokończeniem mojej potrawy.